
Warto udać się na północ od Tromsø za koło podbiegunowe północne, aby doświadczyć widoku wyjątkowych, ośnieżonych gór, zamarzniętych jezior i dzikich zwierząt błąkających się po tych terenach.
Jesienne i zimowe miesiące to idealny czas, abu udać się poza koło podbiegunowe północne – a dokładnie za 69’ szerokości geograficznej północnej. Wyjątkowe, ośnieżone góry, zamarznięte jeziora i błąkające się po tych terenach dzikie zwierzęta (całkiem blisko centrum miasta Tromsø) sprawiają, że jest to jedno z najlepszych miejsc w Europie, które warto odwiedzić ze względu na jego piękno.
W Tromsø nie brakuje firm oferujących wycieczki wśród dzikiej przyrody północnej Norwegii. Dobrze jest mieć doświadczonego przewodnika, znającego tutejsze drogi i miejsca warte zobaczenia podczas wyprawy pozwalającej doświadczyć piękno natury widziane z perspektywy lądu i morza.
Tromsø otaczają ośnieżone górzyste szczyty z jednej strony, a z drugiej otwarta przestrzeń oceanu. Jednym z najbardziej niesamowitych zjawisk przyrody jest zorza polarna - smugi zielonego, pomarańczowego, czerwonego i niebieskiego koloru, które błyskają na niebie. Jednak jedną z większych niedogodności w podziwianiu zorzy z lądu jest światło lamp ulicznych i domów w Tromsø.
Alternatywą dla podziwiania zorzy polarnej podczas tradycyjnych wycieczek po lądzie jest wyprawa w głąb ciemnych morskich wód otaczających Tromsø. Wypłynięcie na pokładzie M/S STRØNSTAD to wyjątkowe doświadczenie. Wycieczka rozpoczyna się w porcie Tromsø w nocy, kiedy niebo jest zupełnie czarne i trwa ona 4 godziny. Statek dryfuje w ciemności po zimnych wodach. Nie pozostaje już nic innego, jak tylko podziwiać niebo usłane gwiazdami oraz jasne i kolorowe światła zorzy. Miejmy nadzieję, że przytrafi się w czasie rejsu.
Czekając na zorzę, goście mogą ogrzać się w ciepłej kabinie i przy ciepłych napojach słuchając opowieści przewodników o tym jak powstaje zorza, jak ją sfotografować oraz o legendach Wikingów i ludów Sami dotyczących właśnie zorzy polarnej. Kapitan ogłasza przez głośniki, kiedy światła zorzy pojawiają się na niebie. Wtedy wszyscy wybiegają na oblodzony pokład, ustawiają swoje kamery i niecierpliwie oczekują przebłysków kolorów.

Dla tych, którzy niezbyt dobrze czują się na statku, wiele firm w Tromsø organizuje wycieczki na lądzie, wgłąb dzikiej północy, zostawiając w tyle uliczne światła, asfaltowe drogi i całą cywilizację.
Najlepszym sposobem na obejrzenie zorzy polarnej jest wybranie się na otwartą przestrzeń w piękne górzyte tereny, z daleka od ludzi. Wyspecjalizowani przewodnicy z różnych firm zajmujących się śledzeniem używają aplikacji w swoich telefonach i pozostają w kontakcie między sobą, aby śledzić ruch świateł na niebie. Często zatrzymują się w trakcie jazdy w poszukiwaniu bladych świateł zorzy na niebie. Kiedy już znajdą najlepszą miejscówkę (również wtedy, kiedy oznacza to przekroczenie granicy z Finlandią), przewodnicy rozbijają obóz i ustawiają aparaty skierowane ku niebu.
Nawet jeśli zorza polarna nie okaże się być tak spektakularna jak oczekiwano, blade światło ogniska delikatnie oświetla góry oraz ośnieżowny krajobraz dookoła, a smaczne i ciepłe napoje oraz kiełbaski smażone na ognisku tworzą wyjątkowy klimat w tym lodowatym i pięknym zarazem dzikim terenie północnej Europy. Jedną z najlepszych rzeczy w poszukiwaniu zorzy polarnej nocą w tej dziczy jest to, że człowiek absolutnie nie ma pojęcia, gdzie się znajduje, a zasięg telefonu jest co najwyżej nieregularny, delikatnie mówiąc.
Dzikość Tromsø zapewne bardziej zapiera dech w piersiach w ciągu dnia niż w nocy. Nawet jeśli światło dzienne zimą dociera tu tylko na kilka godzin i rzuca jedynie przyciemnioną poświatę na krajobraz.
Z centrum Tromsø można pojechać przez tunele wyryte w górach (z rondami wewnątrz tych tuneli) na Wyspę Kvaløya (Wyspę Wielorybią), gdzie są małe wioski i urocze czerwone drewniane domki rybackie usłane wzdłuż wybrzeży jezior i fiordów.
Po drodze mija się wąskie drewniane mosty nad rwącymi lodowatymi rzekami, unikatowe norweskie metalowe mosty jednokierunkowe, podnórza górujących ośnieżonych fiordów i zamarznięte jeziora. Minibus zatrzymuje się, aby goście mogli zrobić zdjęcie krajobrazu lub przejść się po polach zanurzając się po kostki w śniegu lub po plażach smaganymi wiatrem.
Północnonorweska przyroda w przyćmionym świetle dnia jest czymś, czego nie da się zapomnieć. Odosobnione wioski i drewniane domki pośrodku niczego kuszą, aby porzucić cywilizację i rozpocząć życie bliżej natury.
Renifery i kultura ludów Sami
Oczywiście będąc w północnej Norwegii nie da się pominąć reniferów i rdzennych ludów Sami. Można je spotkać na tradycyjnej farmie reniferów prowadzonej prze ludy Sami kilka kilometrów za miastem.
Po przyjeździe pasterz zajmujący się reniferami wprowadza odwiedzających w świat stada reniferów żyjących w dziczy. Robi to w tradycyjnym lavvu (namiot Sami, który pasterze rozbijają i przebudowują podążając za stadami) zanim goście udadzą się w wiadrami jedzenia, aby nakarmić oswojonego renifera. Niewiele jest miejsc na ziemi, gdzie można samemu nakarmić renifera w otoczeniu gór i ośnieżonych pól.
Jedzenie dla odwiedzających podaje się przed rozmową wewnątrz lavvu wewnątrz drewnianej gamme (chatki Sami). Jest to gulasz z renifera (chociaż dostępne są też opcje wegetarianskie). Ma to miejsce wokół otwartego paleniska, gdzie pasterze opowiadają o swoich ubraniach i sposobie życia. Następnie wykonanają tradycyjny folklorystyczny śpiew. Renifery to nierozerwalna część wiejskich terenów Norwegii, więc gdzie lepiej je spotkać, niż właśnie na farmie prowadzonej przez ludy Sami.
The Travel Magazine